Rupieciarnia na końcu świata - Agata Mańczyk
Jak już wspominałam, czasami warto przeczytać powieść dla młodzieży. Ale pamiętajcie, tylko czasami...
Maryla Sykulska ma szesnaście lat. Jej rodzice nagle się rozwodzą, mama sprzedaje mieszkanie i obie wyprowadzają się do Tomaszowa, gdzie mieszkają nigdy nie widziane przez dziewczynę babka i prababka. Dlaczego kobiety nie znoszą Maryli i jej mamy? Czy dziewczynie uda się doprowadzić do zgody wszystkie pokolenia kobiet? Czy pokocha Tomaszów i życie w małym miasteczku?
Fabuła i styl
No właśnie. Zacznijmy od tego "małego miasteczka". Jestem człowiekiem dociekliwym, więc sprawdziłam, o jaki Tomaszów mogło chodzić autorce. Otóż o Tomaszów lubelski. Według Agaty Mańczyk każdy każdego tam zna i wpada na siebie niemal co krok. A to akurat ciekawe, bo miasto ma dwadzieścia tysięcy mieszkańców, więc nie wiem, jakim cudem. Ja mieszkam w miejscowości, w której jest trzysta osób i uwierzcie, nie znam wszystkich. A już na pewno ciągle ich nie spotykam.
Narracja książki jest pierwszoosobowa. Wszystkie wydarzenia obserwujemy z perspektywy Maryli, co po stu stronach zaczyna być zwyczajnie męczące. Dziewczyna rozwleka każde zdarzenie. Wszystko urasta u niej do rangi niewiarygodnie istotnego, a w rzeczywistości możnaby opisać to o wiele krócej.
Kolejnym problemem była dla mnie naciągana historia rodzinna. Nie mogę tak naprawdę opisać za wiele, żeby nie spojlerować, ale nie przemawiało do mnie ani zakończenie, ani sama intryga, którą na pewno rozsnuje co bystrzejszy nastolatek.
No i nareszcie moje ulubione skrytki domowe... Czy to normalne, że w domu na każdym kroku bohaterka odkrywa, to wizjer w ścianie pod tapetą (podgląda swoją matkę w łazience), a to podnosi sęk w podłodze i odkrywa "wizjer podłogowy" (podgląda śpiącą babkę)...
Są jeszcze stereotypy. Małe miasto, a więc" plotki, ludzie, którzy nic innego nie robią, tylko rozmawiają o innych, sklepy, które nie są dość zaopatrzone, brak kin. A już najbardziej rozbawiło mnie to, że Marylę zadziwiło to, że dzieciaki w jej klasie mają telefony komórkowe, ubierają się normalnie i nie są totalnymi kujonami.
Bohaterowie
Szesnastoletnia Maryla do typowa prymuska. Trafiając do tomaszowskiej szkoły musi udowodnić wszystkim, że zasługuje na ich szacunek. Nie wiem, czy tak działa na nią przedziwny dom, czy małomiasteczkowe powietrze, ale dziewczyna przechodzi taką przemianę, że można doznać ciężkiego szoku. Staje się pyskata i arogancka. I dziwi mnie, że nikt jej nie wyrzucił ze szkoły, mało tego zadziwia mnie też to, że za "wejściówkę", jaką zrobili jej koledzy w klasy w nocy o północy nikt nie ląduje na posterunku...
Małgorzata i Marcelina, to babka i prababka Maryli. Kobiety zimne i oschłe, lecz to tylko pozory. Każda z nich chowa urazy, ma niezaleczone rany i stara się jakoś żyć w Tomaszowie pomimo "hańby". Pod szorstką powierzchnią są to jednak sympatyczne, starsze panie.
Magdalena. Matka Maryli. Kobieta histeryczna, kłamiąca i wplątująca wszystkich w sieć swoich intryg. Podobno w imię dobra córki, ale mnie osobiście takie dobro by się nie podobało.
Podobał mi się za to fakt, że w rodzinie Maryli wszystkie imiona kobiet są na literę "M". Ma to swój niezaprzeczalny urok.
Jeżeli chcecie przeczytać coś długiego i nieco się zmęczyć... To śmiało, sięgajcie bez wahania.
Autor: Agata Mańczyk
Tytuł: "Rupieciarnia na końcu świata"
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ocena: 3,5.
Maryla Sykulska ma szesnaście lat. Jej rodzice nagle się rozwodzą, mama sprzedaje mieszkanie i obie wyprowadzają się do Tomaszowa, gdzie mieszkają nigdy nie widziane przez dziewczynę babka i prababka. Dlaczego kobiety nie znoszą Maryli i jej mamy? Czy dziewczynie uda się doprowadzić do zgody wszystkie pokolenia kobiet? Czy pokocha Tomaszów i życie w małym miasteczku?
Fabuła i styl
No właśnie. Zacznijmy od tego "małego miasteczka". Jestem człowiekiem dociekliwym, więc sprawdziłam, o jaki Tomaszów mogło chodzić autorce. Otóż o Tomaszów lubelski. Według Agaty Mańczyk każdy każdego tam zna i wpada na siebie niemal co krok. A to akurat ciekawe, bo miasto ma dwadzieścia tysięcy mieszkańców, więc nie wiem, jakim cudem. Ja mieszkam w miejscowości, w której jest trzysta osób i uwierzcie, nie znam wszystkich. A już na pewno ciągle ich nie spotykam.
Narracja książki jest pierwszoosobowa. Wszystkie wydarzenia obserwujemy z perspektywy Maryli, co po stu stronach zaczyna być zwyczajnie męczące. Dziewczyna rozwleka każde zdarzenie. Wszystko urasta u niej do rangi niewiarygodnie istotnego, a w rzeczywistości możnaby opisać to o wiele krócej.
Kolejnym problemem była dla mnie naciągana historia rodzinna. Nie mogę tak naprawdę opisać za wiele, żeby nie spojlerować, ale nie przemawiało do mnie ani zakończenie, ani sama intryga, którą na pewno rozsnuje co bystrzejszy nastolatek.
No i nareszcie moje ulubione skrytki domowe... Czy to normalne, że w domu na każdym kroku bohaterka odkrywa, to wizjer w ścianie pod tapetą (podgląda swoją matkę w łazience), a to podnosi sęk w podłodze i odkrywa "wizjer podłogowy" (podgląda śpiącą babkę)...
Są jeszcze stereotypy. Małe miasto, a więc" plotki, ludzie, którzy nic innego nie robią, tylko rozmawiają o innych, sklepy, które nie są dość zaopatrzone, brak kin. A już najbardziej rozbawiło mnie to, że Marylę zadziwiło to, że dzieciaki w jej klasie mają telefony komórkowe, ubierają się normalnie i nie są totalnymi kujonami.
Bohaterowie
Szesnastoletnia Maryla do typowa prymuska. Trafiając do tomaszowskiej szkoły musi udowodnić wszystkim, że zasługuje na ich szacunek. Nie wiem, czy tak działa na nią przedziwny dom, czy małomiasteczkowe powietrze, ale dziewczyna przechodzi taką przemianę, że można doznać ciężkiego szoku. Staje się pyskata i arogancka. I dziwi mnie, że nikt jej nie wyrzucił ze szkoły, mało tego zadziwia mnie też to, że za "wejściówkę", jaką zrobili jej koledzy w klasy w nocy o północy nikt nie ląduje na posterunku...
Małgorzata i Marcelina, to babka i prababka Maryli. Kobiety zimne i oschłe, lecz to tylko pozory. Każda z nich chowa urazy, ma niezaleczone rany i stara się jakoś żyć w Tomaszowie pomimo "hańby". Pod szorstką powierzchnią są to jednak sympatyczne, starsze panie.
Magdalena. Matka Maryli. Kobieta histeryczna, kłamiąca i wplątująca wszystkich w sieć swoich intryg. Podobno w imię dobra córki, ale mnie osobiście takie dobro by się nie podobało.
Podobał mi się za to fakt, że w rodzinie Maryli wszystkie imiona kobiet są na literę "M". Ma to swój niezaprzeczalny urok.
Jeżeli chcecie przeczytać coś długiego i nieco się zmęczyć... To śmiało, sięgajcie bez wahania.
Autor: Agata Mańczyk
Tytuł: "Rupieciarnia na końcu świata"
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ocena: 3,5.
Rozpieszczasz tymi polskimi autorami!
OdpowiedzUsuńChoć szkoda, że tutaj bardziej klapa niż sukces, ale nie zawsze może być różowo :D
Buziaki :*
No niestety, autorka troszkę przesadziła... A już to małe miasto mnie po prostu rozwaliło!
UsuńBuziaki :*